Jeszcze jest niedziela, więc publikuję kolejną historię. Jest ona niezakończona, więc będę pisała ją na bieżąco. Kiedy kolejna część? Nie wiem :)
Opowiada ona o fabryce benzyny syntetycznej w Policach, o jej historii i o pasjonatach... Ale o tym więcej w historii :)
Clarie
_____________________________________________________
Siedzieliśmy na podłodze, w
pokoju Marcina. Trzeba było obmyślić zlot. Głos zabrał najstarszy z nas.
- Chłopaki, wiecie po co się tu
zebraliśmy. Musimy opracować rekonstrukcję bitwy. Ale uwaga…- Andrzej jak
zwykle grał nam na nerwach- mamy ograniczony budżet. Dokładniej nie mamy go
wcale.
- Jak to?! – wykrzyknęliśmy
chórem
- Tak to. Burmistrz powiedział,
że da nam teren, ale o resztę musimy się sami postarać. Trzeba zaprosić grupy
rekonstrukcyjne – zaczął wyliczać na palcach- załatwić nagłośnienie i pirotechników,
wynająć koparkę, a to wszystko z własnej kieszeni.
- Czyżby burmistrzowi nie
podobały się poprzednie zloty? – zapytał Marcin.
- Nawet go na nich nie było. Z
tego co mi powiedział to nasze imprezy plenerowe nie cieszą się tak dużym
zainteresowaniem jak mecze piłki nożnej, za które dodatkowo się płaci.
- Przecież to jest zwykłe
zdzierstwo! – już nie wytrzymałem. – Nasze rekonstrukcje przynoszą gminie wiele
korzyści, na przykład do Polic przyjeżdża coraz więcej turystów, którzy są
zainteresowani historią „starej” fabryki czy obozem pracy na barce. Widać
jednak, że pana Biedronki to nie obchodzi.
- Nawet jeśli by to go obchodziło
to i tak wyda pieniądze na boiska i hale sportowe, a nie na edukację ludności
poprzez interaktywne lekcje historii – powiedział Andrzej.
- To zróbmy coś na co burmistrz z
przyjemnością przyjdzie i zostawi pieniądze.
Zdziwiliśmy się, bo głos należał
do Antka, który od początku zebrania siedział cicho.
- Kontynuuj.- naprawdę byliśmy
zaciekawieni co wymyśli.
- Inwazja na Normandię. Pan
Biedronka uwielbia tą bitwę najbardziej. Jeżeli postaramy się o należytą
reklamę, która dojdzie również do niego, to mamy sponsora na kilka ładnych lat.
– Byliśmy zdziwieni, bo Antek choć najmłodszy z nas, ma głowę na karku. – Wiem,
że reklama kosztuje, ale mamy fundusze.
- Jakie?! – Marcin nie wytrzymał.
- Pamiętacie tego gościa co
przyszedł w ubiegłym roku z propozycją sfinansowania jednej z takich imprez? –
pokiwaliśmy twierdząco głowami. – Mam jego wizytówkę. Myślę, że zgodzi się na
takie przedsięwzięcie. Wchodzicie?
- Ja jestem jak najbardziej za –
powiedziałem.
- My też – reszta jak jeden mąż
dołączyła do mnie.
- To teraz opracujmy plan
działania.
- Przepraszam chłopaki, ale ja
muszę lecieć – powiedziałem.
- Gdzie znowu? Przecież dopiero
co wróciłeś.
- Zapomniałem, że wziąłem dyżur
za Filipa i idę oprowadzać wycieczkę po fabryce.
- To leć – kiedy dobiegłem do
drzwi usłyszałem – tylko się nie zgub!
Zbiegłem z trzeciego piętra
najszybciej jak się dało i popędziłem na bunkry. Oczywiście przez las, bo było
szybciej.
Zagajnik o tej porze roku jest
przepiękny. Wszystko dookoła zieleni się, a ptaki ćwierkają. Przy takiej muzyce
można naprawdę wypocząć.
Wracając do mnie. Mam
siedemnaście lat i na imię mi Kacper. Od niepamiętnych czasów interesuję się militariami,
I i II Wojną Światową oraz fabryką benzyny syntetycznej. Jestem członkiem
Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Polickiej w skrócie SKARB. Właśnie biegnę do
naszej kwatery, gdzie czeka pewnie wycieczka. Filip nie mógł dzisiaj przyjść,
więc go zastępuję, a naprawdę lubię oprowadzać ludzi po terenie fabryki.
Wpadłem jak strzała na nasz teren
i nie myliłem się – wycieczka już czekała. Czerwona ze złości Asia podeszła do
mnie.
- Dłużej nie mogłeś? –
powiedziała pełnym zdenerwowania głosem, na tyle cicho, aby zwiedzający jej nie
usłyszeli – już myślałam, że będę musiała ich pożegnać, albo sama oprowadzać.
Kiedy mimowolnie wyobraziłem
sobie Asię opowiadającą historię fabryki, na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Przepraszam, przepraszam,
wybacz mi. Po prostu razem z chłopakami omawiałem kwestię zlotu, na którą
burmistrz nie wyłoży ani grosza.
- Dobra nie tłumacz się. Idź,
opowiedz historię fabryki i oprowadź ich po niej. – przytuliła mnie.
Podszedłem do grupy, która
składała się z jakichś dwudziestu osób i przynajmniej połowa to były dzieci.
- Witam wszystkich serdecznie.
Mam na imię Kacper i będę waszym przewodnikiem. Ma ktoś klaustrofobię? – nikt
nie podniósł ręki. – To dobrze. Na początek może małe pytanie. Czy ktoś wie
cokolwiek o historii fabryki benzyny syntetycznej? – mała dziewczynka podniosła
rękę. – Tak?
- W 1938 roku rozpoczęto budowę
„Hydriewerke”. Był to ogromny zakład rozciągnięty na 1500 ha gruntu, usytuowany
między Policami, Jasienicą i Trzeszczynem. Budowa zakładu postępowała szybko,
aby już w pierwszym roku wojny koncern uzyskał zdolność produkcyjną. Najlepsze
paliwo powstałe w Policach, czyli benzynę syntetyczną, otrzymywała flota
powietrzna Luftwaffe, dobrej jakości paliwo trafiało na potrzeby marynarki
wojennej Kriegsmarine, pozostałe było do użytku armii lądowej III Rzeszy.
Zakład miał doskonałe połączenie kolejowe ze Śląskiem skąd transportowano naftę
do produkcji benzyny.
- Węgiel. Ze Śląska
transportowano węgiel, którego na produkcję jednej tony paliwa ciekłego trzeba
było zużyć siedem ton, ale i tak bardzo dużo powiedziałaś. – Z plecaka
wyciągnąłem lizaka – a to w nagrodę.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Wracając do
tematu. Początkowo na terenie budowy koncernu pracowali robotnicy najemni z
Niemiec i Czechosłowacji. W momencie wybuchy drugiej wojny światowej do Polic
zaczęto zwozić więźniów z kilku krajów, zwłaszcza z Polski. Wokół fabryki, w
pobliżu miasta, zaczęły powstawać kolejne obozy pracy, pracy przymusowej,
karne. W okresie wojny w okolicach Polic, w pobliżu fabryki, powstało ich
osiem. Zna ktoś może chociaż jeden? – chłopczyk w czapeczce podniósł rękę. –
Proszę.
- Na… na… na barce?
- Bardzo dobrze – wyciągnąłem
lizaka – a oto nagroda. Ktoś jeszcze?
- Pommernlager Pölitz? – tym
razem odezwał się mężczyzna, który, przynajmniej tak przypuszczam, był ojcem
chłopczyka.
- Tak, ale dla pana nie mam
niestety lizaka. Dürfeldlager,
barka Wohnschiff Bremerhaven,
Pommernlager Pölitz, Haegerwelle, Wullenverlager Pölitz, Tobruklager
oraz Aussenlager Messethin Pölitz
filia Stutthofu koło Gdańska to obozy, które znajdowały się na terenie Polic.
To właśnie z nich codziennie rano więźniowie podążali do fabryki, aby w niej
pracować. Kompleks obozów w Policach był wyjątkowym miejscem. Wyjątkowym
z jednej strony ze względu na liczbę obozów, z drugiej zaś na ich specyfikę –
od zwykłych obozów pracy, poprzez obozy karne, żeby wreszcie zakończyć na
obozie koncentracyjnym. Niezależnie od tego, jaki to był obóz, zawsze cel był ten sam: wykorzystanie ludzi do
niewolniczej pracy wbrew ich woli, całkowite ograniczenie ich swobód osobistych
i wreszcie unicestwienie. Dobrze tyle na razie wystarczy. Proszę dobrać się w
dwójki i pójść za mną.
Skierowaliśmy się ścieżką do bunkrów, w których znajdują się nietoperze.
Kiedy doszliśmy, wyciągnąłem kilka latarek z plecaka i rozdałem je dorosłym.
- Proszę zachowywać się cicho, a państwo niech oświetlają drogę. Bunkier
ma długość około dwudziestu metrów, ale strop wznosi się na wysokości około
półtora metra, więc będziemy musieli się schylić. Proszę również, żeby nie świecić po suficie, bo znajdują się tam nietoperze, które spłoszone mogą
narobić szkód. Chodźmy.
Otworzyłem metalowe drzwi i weszliśmy. Dorośli tak jak prosiłem nie
świecili po kątach czy suficie tylko oświetlali to co było pod nogami.
Wyszliśmy na światło słoneczne.
- A dlaczego tam były nietoperze? – zapytał chłopiec w czapeczce.
- Cóż, nikt nie wie dlaczego wybrały akurat te bunkry, ale wnioskujemy, że
z powodu chłodu i ciemności. Na marginesie powiem, że nietoperze na terenie
fabryki są pod ochroną. Przejdźmy dalej.
Szliśmy dróżką wśród pokrzyw, jeżyn i innych chwastów. W międzyczasie
opowiedziałem dokąd zmierzamy.
- Idziemy w stronę czerwonego młyna. Tam węgiel był poddawany
obróbce i transportowany samochodami do centralnej części zakładu. Właśnie
mijamy ruiny tej części. – pokazałem ręką na lewo gdzie znajdował się betonowy
szkielet konstrukcji.
Czerwony młyn jak zawsze robił na mnie piorunujące wrażenie.
- A dlaczego to jest czerwone? – zapytała dziewczynka w spodniach moro.
- Przypuszczamy, że na terenie
fabryki każdy budynek był oznaczony kolorem, który pomagał się orientować w
terenie. Czerwony młyn to jeden z najlepiej zachowanych budynków „starej
fabryki“.