niedziela, 16 czerwca 2013

Hydriewerke wczoraj i dziś [1/3]

Cześć Wam! :)

Jeszcze jest niedziela, więc publikuję kolejną historię. Jest ona niezakończona, więc będę pisała ją na bieżąco. Kiedy kolejna część? Nie wiem :)

Opowiada ona o fabryce benzyny syntetycznej w Policach, o jej historii i o pasjonatach... Ale o tym więcej w historii :)

Clarie

_____________________________________________________





Siedzieliśmy na podłodze, w pokoju Marcina. Trzeba było obmyślić zlot. Głos zabrał najstarszy z nas.
- Chłopaki, wiecie po co się tu zebraliśmy. Musimy opracować rekonstrukcję bitwy. Ale uwaga…- Andrzej jak zwykle grał nam na nerwach- mamy ograniczony budżet. Dokładniej nie mamy go wcale.
- Jak to?! – wykrzyknęliśmy chórem
- Tak to. Burmistrz powiedział, że da nam teren, ale o resztę musimy się sami postarać. Trzeba zaprosić grupy rekonstrukcyjne – zaczął wyliczać na palcach- załatwić nagłośnienie i pirotechników, wynająć koparkę, a to wszystko z własnej kieszeni.
- Czyżby burmistrzowi nie podobały się poprzednie zloty? – zapytał Marcin.
- Nawet go na nich nie było. Z tego co mi powiedział to nasze imprezy plenerowe nie cieszą się tak dużym zainteresowaniem jak mecze piłki nożnej, za które dodatkowo się płaci.
- Przecież to jest zwykłe zdzierstwo! – już nie wytrzymałem. – Nasze rekonstrukcje przynoszą gminie wiele korzyści, na przykład do Polic przyjeżdża coraz więcej turystów, którzy są zainteresowani historią „starej” fabryki czy obozem pracy na barce. Widać jednak, że pana Biedronki to nie obchodzi.
- Nawet jeśli by to go obchodziło to i tak wyda pieniądze na boiska i hale sportowe, a nie na edukację ludności poprzez interaktywne lekcje historii – powiedział Andrzej.
- To zróbmy coś na co burmistrz z przyjemnością przyjdzie i zostawi pieniądze.
Zdziwiliśmy się, bo głos należał do Antka, który od początku zebrania siedział cicho.
- Kontynuuj.- naprawdę byliśmy zaciekawieni co wymyśli.
- Inwazja na Normandię. Pan Biedronka uwielbia tą bitwę najbardziej. Jeżeli postaramy się o należytą reklamę, która dojdzie również do niego, to mamy sponsora na kilka ładnych lat. – Byliśmy zdziwieni, bo Antek choć najmłodszy z nas, ma głowę na karku. – Wiem, że reklama kosztuje, ale mamy fundusze.
- Jakie?! – Marcin nie wytrzymał.
- Pamiętacie tego gościa co przyszedł w ubiegłym roku z propozycją sfinansowania jednej z takich imprez? – pokiwaliśmy twierdząco głowami. – Mam jego wizytówkę. Myślę, że zgodzi się na takie przedsięwzięcie. Wchodzicie?
- Ja jestem jak najbardziej za – powiedziałem.
- My też – reszta jak jeden mąż dołączyła do mnie.
- To teraz opracujmy plan działania.
- Przepraszam chłopaki, ale ja muszę lecieć – powiedziałem.
- Gdzie znowu? Przecież dopiero co wróciłeś.
- Zapomniałem, że wziąłem dyżur za Filipa i idę oprowadzać wycieczkę po fabryce.
- To leć – kiedy dobiegłem do drzwi usłyszałem – tylko się nie zgub!
Zbiegłem z trzeciego piętra najszybciej jak się dało i popędziłem na bunkry. Oczywiście przez las, bo było szybciej.
Zagajnik o tej porze roku jest przepiękny. Wszystko dookoła zieleni się, a ptaki ćwierkają. Przy takiej muzyce można naprawdę wypocząć.
Wracając do mnie. Mam siedemnaście lat i na imię mi Kacper. Od niepamiętnych czasów interesuję się militariami, I i II Wojną Światową oraz fabryką benzyny syntetycznej. Jestem członkiem Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Polickiej w skrócie SKARB. Właśnie biegnę do naszej kwatery, gdzie czeka pewnie wycieczka. Filip nie mógł dzisiaj przyjść, więc go zastępuję, a naprawdę lubię oprowadzać ludzi po terenie fabryki.
Wpadłem jak strzała na nasz teren i nie myliłem się – wycieczka już czekała. Czerwona ze złości Asia podeszła do mnie.
- Dłużej nie mogłeś? – powiedziała pełnym zdenerwowania głosem, na tyle cicho, aby zwiedzający jej nie usłyszeli – już myślałam, że będę musiała ich pożegnać, albo sama oprowadzać.
Kiedy mimowolnie wyobraziłem sobie Asię opowiadającą historię fabryki, na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Przepraszam, przepraszam, wybacz mi. Po prostu razem z chłopakami omawiałem kwestię zlotu, na którą burmistrz nie wyłoży ani grosza.
- Dobra nie tłumacz się. Idź, opowiedz historię fabryki i oprowadź ich po niej. – przytuliła mnie.
Podszedłem do grupy, która składała się z jakichś dwudziestu osób i przynajmniej połowa to były dzieci.
- Witam wszystkich serdecznie. Mam na imię Kacper i będę waszym przewodnikiem. Ma ktoś klaustrofobię? – nikt nie podniósł ręki. – To dobrze. Na początek może małe pytanie. Czy ktoś wie cokolwiek o historii fabryki benzyny syntetycznej? – mała dziewczynka podniosła rękę. – Tak?
- W 1938 roku rozpoczęto budowę „Hydriewerke”. Był to ogromny zakład rozciągnięty na 1500 ha gruntu, usytuowany między Policami, Jasienicą i Trzeszczynem. Budowa zakładu postępowała szybko, aby już w pierwszym roku wojny koncern uzyskał zdolność produkcyjną. Najlepsze paliwo powstałe w Policach, czyli benzynę syntetyczną, otrzymywała flota powietrzna Luftwaffe, dobrej jakości paliwo trafiało na potrzeby marynarki wojennej Kriegsmarine, pozostałe było do użytku armii lądowej III Rzeszy. Zakład miał doskonałe połączenie kolejowe ze Śląskiem skąd transportowano naftę do produkcji benzyny.
- Węgiel. Ze Śląska transportowano węgiel, którego na produkcję jednej tony paliwa ciekłego trzeba było zużyć siedem ton, ale i tak bardzo dużo powiedziałaś. – Z plecaka wyciągnąłem lizaka – a to w nagrodę.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Wracając do tematu. Początkowo na terenie budowy koncernu pracowali robotnicy najemni z Niemiec i Czechosłowacji. W momencie wybuchy drugiej wojny światowej do Polic zaczęto zwozić więźniów z kilku krajów, zwłaszcza z Polski. Wokół fabryki, w pobliżu miasta, zaczęły powstawać kolejne obozy pracy, pracy przymusowej, karne. W okresie wojny w okolicach Polic, w pobliżu fabryki, powstało ich osiem. Zna ktoś może chociaż jeden? – chłopczyk w czapeczce podniósł rękę. – Proszę.
- Na… na… na barce?
- Bardzo dobrze – wyciągnąłem lizaka – a oto nagroda. Ktoś jeszcze?
- Pommernlager Pölitz? – tym razem odezwał się mężczyzna, który, przynajmniej tak przypuszczam, był ojcem chłopczyka.
- Tak, ale dla pana nie mam niestety lizaka. Dürfeldlager, barka Wohnschiff Bremerhaven, Pommernlager Pölitz, Haegerwelle, Wullenverlager Pölitz, Tobruklager oraz Aussenlager Messethin Pölitz filia Stutthofu koło Gdańska to obozy, które znajdowały się na terenie Polic. To właśnie z nich codziennie rano więźniowie podążali do fabryki, aby w niej pracować. Kompleks obozów w Policach był wyjątkowym miejscem. Wyjątkowym z jednej strony ze względu na liczbę obozów, z drugiej zaś na ich specyfikę – od zwykłych obozów pracy, poprzez obozy karne, żeby wreszcie zakończyć na obozie koncentracyjnym. Niezależnie od tego, jaki to był obóz, zawsze cel był ten sam: wykorzystanie ludzi do niewolniczej pracy wbrew ich woli, całkowite ograniczenie ich swobód osobistych i wreszcie unicestwienie. Dobrze tyle na razie wystarczy. Proszę dobrać się w dwójki i pójść za mną.
Skierowaliśmy się ścieżką do bunkrów, w których znajdują się nietoperze. Kiedy doszliśmy, wyciągnąłem kilka latarek z plecaka i rozdałem je dorosłym.
- Proszę zachowywać się cicho, a państwo niech oświetlają drogę. Bunkier ma długość około dwudziestu metrów, ale strop wznosi się na wysokości około półtora metra, więc będziemy musieli się schylić. Proszę również, żeby nie świecić po suficie, bo znajdują się tam nietoperze, które spłoszone mogą narobić szkód. Chodźmy.
Otworzyłem metalowe drzwi i weszliśmy. Dorośli tak jak prosiłem nie świecili po kątach czy suficie tylko oświetlali to co było pod nogami. Wyszliśmy na światło słoneczne.
- A dlaczego tam były nietoperze? – zapytał chłopiec w czapeczce.
- Cóż, nikt nie wie dlaczego wybrały akurat te bunkry, ale wnioskujemy, że z powodu chłodu i ciemności. Na marginesie powiem, że nietoperze na terenie fabryki są pod ochroną. Przejdźmy dalej.
Szliśmy dróżką wśród pokrzyw, jeżyn i innych chwastów. W międzyczasie opowiedziałem dokąd zmierzamy.
- Idziemy w stronę czerwonego młyna. Tam węgiel był poddawany obróbce i transportowany samochodami do centralnej części zakładu. Właśnie mijamy ruiny tej części. – pokazałem ręką na lewo gdzie znajdował się betonowy szkielet konstrukcji.
Czerwony młyn jak zawsze robił na mnie piorunujące wrażenie.
- A dlaczego to jest czerwone? – zapytała dziewczynka w spodniach moro.
- Przypuszczamy, że na terenie fabryki każdy budynek był oznaczony kolorem, który pomagał się orientować w terenie. Czerwony młyn to jeden z najlepiej zachowanych budynków „starej fabryki“.