Można powiedzieć, ze to taka nadprogramowa miniaturka.
Tytuł : "Most zakochanych"
Podtytuł : "Życie jest jak most, który łączy to, co było, z tym, co będzie. ~ Mian Mian"
Autorka : Clarie
Powód napisania opowiadania : Konkurs o tematyce wielkanocnej.
Wszelkie prawa do postaci należą do mnie. Podobieństwa lub zbieżność imion, nazw jest przypadkowa.
Powtórzenia w tekście są celowe i zamierzone.
____________________________________________________
Robiąc wiosenne porządki, natknęłam się
na kolorowe pudełko. Z ciekawości uchyliłam wieczko i wyciągnęłam pierwszy
zeszyt, który tam znalazłam. Pamiętnik. Otworzyłam go na chybił trafił i
zaczęłam czytać. Od razu odżyły wspomnienia.
***
wtorek, 8 kwietnia
2007r.
Jak
ja nienawidzę Wielkanocy. Mówiłam już? Nie? No to właśnie mówię.
Cała ta sztuczna atmosfera mnie
przytłacza. Rodzice udają, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i
zapraszają całą rodzinę na wielkanocne śniadanie. Przyjeżdżają więc ciotki i
wujkowie z odległych stron razem z dziećmi oraz dalekie kuzynostwo ze strony
mamy.
„Przecież
trzeba odnowić rodzinne kontakty”.
Jak
dla mnie to czysta bzdura, ale nigdy nie powiem tego głośno.
Myślałam,
że te święta również będą takie jak w ubiegłych latach. Jednak do tej pory nie
wiedziałam jak bardzo się myliłam…
Zamknęłam pamiętnik i od razu
usłyszałam:
- Odkurz mieszkanie! – Krzyknęła babcia.
- Idź do sklepu! - Poprosiła mama.
- Posprzątaj swój pokój! – Zarządził
tata, gdy tylko wszedł do mojego królestwa.
I tak co roku. Co roku tydzień przed
świętami moi rodzice zamieniają się w generałów wydających polecenia i coraz
więcej wymagających. Jak zwykle wybrałam mniejsze zło – poszłam do sklepu.
Ubrana, trzymając listę w ręce, założyłam słuchawki i wyszłam na klatkę.
Jest ciepło, przejdę się, pomyślałam.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Słuchając
swojej ulubionej piosenki skierowałam swe kroki w stronę centrum. W tym
momencie dostałam SMS-a. Do tej pory pamiętam jego nadawcę i treść: ”Kochanie,
nie możemy już się więcej spotykać. Wesołych Świąt. N.”.
Wtedy mój świat stanął na głowie.
Pobiegłam w nasze miejsce – na most zakochanych. Kilka miesięcy temu
przywiesiliśmy tam kłódkę z naszymi imionami a kluczyk wrzuciliśmy do rzeki.
Jednak kiedy po kilkunastu minutach uporczywego szukania nie znalazłam naszego
symbolu miłości, usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Wtedy ktoś obok mnie
zatrzymał się.
- Mojej kłódki też tutaj już nie ma.
Niepotrzebnie płaczesz. – Poczułam jak czyjeś ramiona mnie obejmują. – Jeżeli
ktoś kocha prawdziwie to kawałek żelastwa nie jest mu potrzebny do szczęścia.
Czerwonymi od łez oczyma spojrzałam na
przybysza. Kogoś mi przypominał. Nagle mnie olśniło. Przecież to Alex – mój
pierwszy chłopak.
- Wiem gdzie jest twoja kłódka. Dokładniej
rzecz biorąc: nasza… – Nieoczekiwanie zabrałam głos. – Chodź, pokażę ci ją. –
Złapałam chłopaka za rękę i pociągnęłam w tamto miejsce. – Widzisz?
- Nie wierzę. Ona tu ciągle jest! Czyli
ty?
- Tak, ja… Ja chyba dalej cię kocham.
Nataniel był tylko złudzeniem, ale skończmy to już. Przecież ty masz
dziewczynę.
- W sumie… to nie. Odeszła miesiąc temu.
- A ta blondynka, z którą cię ostatnio
widziałam?
- Eliza? To moja kuzynka. Przyjechała z
Niemiec w odwiedziny do kuzyna, czyli mnie – uśmiechnął się, ukazując rząd
białych zębów. Tak bardzo kochałam ten uśmiech.
Już więcej nic nie mówiliśmy, bo Alex
niespodziewanie pocałował mnie. Jego usta były delikatne i dokładnie takie
jakimi je zapamiętałam. Nie całował nachalnie, ale delikatnie – był kompletnym
przeciwieństwem Nataniela. Po chwili odsunął się ode mnie.
- Jeżeli chcesz odnowić to, co nas
łączyło, to wiesz gdzie mnie szukać. – Powiedział i odszedł.
Nie mogłam pozwolić, aby mi uciekł. Nie
teraz, gdy go odzyskałam. No dobrze, prawie. Pobiegłam za nim, a on się tego spodziewał.
Złapał mnie w ramiona, podniósł do góry i zaczął się śmiać. Widać, ze był
szczęśliwy.
Pewnie jak się domyślacie nie poszłam na
zakupy – wysłałam mamie wiadomość z informacją z kim jestem, a ona stwierdziła,
że nie muszę wracać na noc do domu.
Kolejne dni spędziliśmy na odnawianiu
tego, co tak naprawdę nigdy nie zgasło. Oglądaliśmy stare zdjęcia, czytaliśmy
nasze dzienniki, wygłupialiśmy się. Prześcigaliśmy się w pomysłach na kolorowe
pisanki czy prezenty dla najbliższych. Alex zaproponował swoim rodzicom, aby w
niedzielę nas odwiedzili i spędzili z nami święta. Zgodzili się. Mając na
uwadze naszych młodszych kuzynów przygotowaliśmy dla nich zabawę przywiezioną z
Niemiec – szukanie wielkanocnych jajek. Każdej pisance nadaliśmy odmienny
charakter, więc były jednobarwne, ale i takie z mnóstwem wzorów na delikatnej
skorupce. Kilka miało doklejone uszy i oczka a inne całe były obsypane
brokatem.
W sumie naszą miłość można porównać do
takiego wielkanocnego jajeczka. Na początku jest ono naturalne, tak jak nasze uczucie
– coś takiego jak oddychanie. Mimowolne i potrzebne do przeżycia. Miłość
również jest kolorowa. Tak jak wielkanocne pisanki - czasem malujemy je na
jeden kolor, z innych robimy wielkanocne zwierzątka, jeszcze inne są pełne
gracji i elegancji.
Nasza miłość jest kolorowa. Kolorowa jak
tęcza, obsypana brokatem, zwariowana jak nasze pisankowe zwierzątka.
W
niedzielę wielkanocną nasze rodziny spotkały się i zjadły wspólne śniadanie.
Potem nasi młodsi kuzyni poszli szukać jajek w ogrodzie, które przygotowywaliśmy
przez ostatnie dni, a my ze starszymi relaksowaliśmy się na tarasie, który
również przyozdobiliśmy jak na wiosnę przystało.
Wszędzie stały kwiaty, a na stole, przy
każdym nakryciu, stała mała pisanka – prezent od naszej dwójki. Rozmowa toczyła
się normalnym torem, czyli dziadkowie pytali nas o szkołę, pasje lub po prostu
o nasze gusta.
- Plany na przyszłość? – Moja ciotka jak
zwykle zaskoczyła nas pytaniem.
- Emm… no… tak jakby… - zaczęłam się
jąkać.
- Ślub i gromadka dzieci – Alex miał
przygotowaną odpowiedź.
- Będą z was ludzie. – Stwierdziła
ciotka i zaczęła popijać swoją kawę.
***
Od tego czasu minęło sześć lat?,
pomyślałam i aż się zdziwiłam. W sumie...
Odłożyłam pamiętnik do pudełka i
zaniosłam je do swojego gabinetu. Tam wyciągnęłam pióro oraz kilka czystych
kartek formatu A4 i zaczęłam pisać.
sobota,30marca
2013r.
Dzisiaj jest Wielka
Sobota, a ja z mężem i córeczką idę zaraz do kościoła, aby poświęcić pokarmy. Źle
stwierdziłam, mówiąc kilka lat temu, że nienawidzę Wielkanocy – ja ją wprost
uwielbiam. Jak widać jedna miłość się skończyła, a druga zaczęła, chociaż tak
naprawdę nigdy się nie wypaliła.
Alex jest cudownym
mężem i idealnym ojcem a Elizka to córeczka o jakiej tylko mogliśmy pomarzyć.
Dostała imię na pamiątkę kuzynki Alexa, która zginęła w wypadku samochodowym
jadąc na nasz ślub. Już wtedy wiedzieliśmy, że nasza córka musi się tak
nazywać.
Tradycja malowania
pisanek nie zniknęła z naszej rodziny. Musi trwać na pamiątkę dni sprzed sześciu
lat, kiedy wróciłam do Alexa. To jest prawdziwa miłość.
Tak zakończę ten
wpis drogi pamiętniku. Pewnie kiedyś do ciebie jeszcze zajrzę…
Odłożyłam pióro, a kartkę schowałam do
teczki – jak na razie to ona będzie moim pamiętnikiem. Z uśmiechem na twarzy
poszłam do ogrodu, gdzie już czekał na mnie mąż i nasza córeczka.
Jeśli chodzi o Nataniela – wiem tylko
tyle, że wyjechał do USA. Od tamtego feralnego zdarzenia nie utrzymujemy ze
sobą kontaktów.
Świetne !!!!!!!! :)
OdpowiedzUsuń