sobota, 4 maja 2013

Miniaturka - Most zakochanych

Cześć Wam !
Można powiedzieć, ze to taka nadprogramowa miniaturka.


Tytuł : "Most zakochanych"

Podtytuł : "Życie jest jak most, który łączy to, co było, z tym, co będzie. ~ Mian Mian"


Autorka : Clarie
Powód napisania opowiadania : Konkurs o tematyce wielkanocnej.

Wszelkie prawa do postaci należą do mnie. Podobieństwa lub zbieżność imion, nazw jest przypadkowa.
Powtórzenia w tekście są celowe i zamierzone.

____________________________________________________



            Robiąc wiosenne porządki, natknęłam się na kolorowe pudełko. Z ciekawości uchyliłam wieczko i wyciągnęłam pierwszy zeszyt, który tam znalazłam. Pamiętnik. Otworzyłam go na chybił trafił i zaczęłam czytać. Od razu odżyły wspomnienia.

***

wtorek, 8 kwietnia 2007r.

Jak ja nienawidzę Wielkanocy. Mówiłam już? Nie? No to właśnie mówię.
            Cała ta sztuczna atmosfera mnie przytłacza. Rodzice udają, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i zapraszają całą rodzinę na wielkanocne śniadanie. Przyjeżdżają więc ciotki i wujkowie z odległych stron razem z dziećmi oraz dalekie kuzynostwo ze strony mamy.
„Przecież trzeba odnowić rodzinne kontakty”.
Jak dla mnie to czysta bzdura, ale nigdy nie powiem tego głośno.
Myślałam, że te święta również będą takie jak w ubiegłych latach. Jednak do tej pory nie wiedziałam jak bardzo się myliłam…

Zamknęłam pamiętnik i od razu usłyszałam:
- Odkurz mieszkanie! – Krzyknęła babcia.
- Idź do sklepu! - Poprosiła mama.
- Posprzątaj swój pokój! – Zarządził tata, gdy tylko wszedł do mojego królestwa.
I tak co roku. Co roku tydzień przed świętami moi rodzice zamieniają się w generałów wydających polecenia i coraz więcej wymagających. Jak zwykle wybrałam mniejsze zło – poszłam do sklepu. Ubrana, trzymając listę w ręce, założyłam słuchawki i wyszłam na klatkę.
Jest ciepło, przejdę się, pomyślałam.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Słuchając swojej ulubionej piosenki skierowałam swe kroki w stronę centrum. W tym momencie dostałam SMS-a. Do tej pory pamiętam jego nadawcę i treść: ”Kochanie, nie możemy już się więcej spotykać. Wesołych Świąt. N.”.
Wtedy mój świat stanął na głowie. Pobiegłam w nasze miejsce – na most zakochanych. Kilka miesięcy temu przywiesiliśmy tam kłódkę z naszymi imionami a kluczyk wrzuciliśmy do rzeki. Jednak kiedy po kilkunastu minutach uporczywego szukania nie znalazłam naszego symbolu miłości, usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Wtedy ktoś obok mnie zatrzymał się.
- Mojej kłódki też tutaj już nie ma. Niepotrzebnie płaczesz. – Poczułam jak czyjeś ramiona mnie obejmują. – Jeżeli ktoś kocha prawdziwie to kawałek żelastwa nie jest mu potrzebny do szczęścia.
Czerwonymi od łez oczyma spojrzałam na przybysza. Kogoś mi przypominał. Nagle mnie olśniło. Przecież to Alex – mój pierwszy chłopak.
- Wiem gdzie jest twoja kłódka. Dokładniej rzecz biorąc: nasza… – Nieoczekiwanie zabrałam głos. – Chodź, pokażę ci ją. – Złapałam chłopaka za rękę i pociągnęłam w tamto miejsce. – Widzisz?
- Nie wierzę. Ona tu ciągle jest! Czyli ty?
- Tak, ja… Ja chyba dalej cię kocham. Nataniel był tylko złudzeniem, ale skończmy to już. Przecież ty masz dziewczynę.
- W sumie… to nie. Odeszła miesiąc temu.
- A ta blondynka, z którą cię ostatnio widziałam?
- Eliza? To moja kuzynka. Przyjechała z Niemiec w odwiedziny do kuzyna, czyli mnie – uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. Tak bardzo kochałam ten uśmiech.
Już więcej nic nie mówiliśmy, bo Alex niespodziewanie pocałował mnie. Jego usta były delikatne i dokładnie takie jakimi je zapamiętałam. Nie całował nachalnie, ale delikatnie – był kompletnym przeciwieństwem Nataniela. Po chwili odsunął się ode mnie.
- Jeżeli chcesz odnowić to, co nas łączyło, to wiesz gdzie mnie szukać. – Powiedział i odszedł.
Nie mogłam pozwolić, aby mi uciekł. Nie teraz, gdy go odzyskałam. No dobrze, prawie. Pobiegłam za nim, a on się tego spodziewał. Złapał mnie w ramiona, podniósł do góry i zaczął się śmiać. Widać, ze był szczęśliwy.
Pewnie jak się domyślacie nie poszłam na zakupy – wysłałam mamie wiadomość z informacją z kim jestem, a ona stwierdziła, że nie muszę wracać na noc do domu.
Kolejne dni spędziliśmy na odnawianiu tego, co tak naprawdę nigdy nie zgasło. Oglądaliśmy stare zdjęcia, czytaliśmy nasze dzienniki, wygłupialiśmy się. Prześcigaliśmy się w pomysłach na kolorowe pisanki czy prezenty dla najbliższych. Alex zaproponował swoim rodzicom, aby w niedzielę nas odwiedzili i spędzili z nami święta. Zgodzili się. Mając na uwadze naszych młodszych kuzynów przygotowaliśmy dla nich zabawę przywiezioną z Niemiec – szukanie wielkanocnych jajek. Każdej pisance nadaliśmy odmienny charakter, więc były jednobarwne, ale i takie z mnóstwem wzorów na delikatnej skorupce. Kilka miało doklejone uszy i oczka a inne całe były obsypane brokatem.
W sumie naszą miłość można porównać do takiego wielkanocnego jajeczka. Na początku jest ono naturalne, tak jak nasze uczucie – coś takiego jak oddychanie. Mimowolne i potrzebne do przeżycia. Miłość również jest kolorowa. Tak jak wielkanocne pisanki - czasem malujemy je na jeden kolor, z innych robimy wielkanocne zwierzątka, jeszcze inne są pełne gracji i elegancji.
Nasza miłość jest kolorowa. Kolorowa jak tęcza, obsypana brokatem, zwariowana jak nasze pisankowe zwierzątka.

 W niedzielę wielkanocną nasze rodziny spotkały się i zjadły wspólne śniadanie. Potem nasi młodsi kuzyni poszli szukać jajek w ogrodzie, które przygotowywaliśmy przez ostatnie dni, a my ze starszymi relaksowaliśmy się na tarasie, który również przyozdobiliśmy jak na wiosnę przystało.
Wszędzie stały kwiaty, a na stole, przy każdym nakryciu, stała mała pisanka – prezent od naszej dwójki. Rozmowa toczyła się normalnym torem, czyli dziadkowie pytali nas o szkołę, pasje lub po prostu o nasze gusta.
- Plany na przyszłość? – Moja ciotka jak zwykle zaskoczyła nas pytaniem.
- Emm… no… tak jakby… - zaczęłam się jąkać.
- Ślub i gromadka dzieci – Alex miał przygotowaną odpowiedź.
- Będą z was ludzie. – Stwierdziła ciotka i zaczęła popijać swoją kawę.

***


Od tego czasu minęło sześć lat?, pomyślałam i aż się zdziwiłam. W sumie...
Odłożyłam pamiętnik do pudełka i zaniosłam je do swojego gabinetu. Tam wyciągnęłam pióro oraz kilka czystych kartek formatu A4 i zaczęłam pisać.

                             sobota,30marca 2013r.

Dzisiaj jest Wielka Sobota, a ja z mężem i córeczką idę zaraz do kościoła, aby poświęcić pokarmy. Źle stwierdziłam, mówiąc kilka lat temu, że nienawidzę Wielkanocy – ja ją wprost uwielbiam. Jak widać jedna miłość się skończyła, a druga zaczęła, chociaż tak naprawdę nigdy się nie wypaliła.
Alex jest cudownym mężem i idealnym ojcem a Elizka to córeczka o jakiej tylko mogliśmy pomarzyć. Dostała imię na pamiątkę kuzynki Alexa, która zginęła w wypadku samochodowym jadąc na nasz ślub. Już wtedy wiedzieliśmy, że nasza córka musi się tak nazywać.
Tradycja malowania pisanek nie zniknęła z naszej rodziny. Musi trwać na pamiątkę dni sprzed sześciu lat, kiedy wróciłam do Alexa. To jest prawdziwa miłość.
Tak zakończę ten wpis drogi pamiętniku. Pewnie kiedyś do ciebie jeszcze zajrzę…

Odłożyłam pióro, a kartkę schowałam do teczki – jak na razie to ona będzie moim pamiętnikiem. Z uśmiechem na twarzy poszłam do ogrodu, gdzie już czekał na mnie mąż i nasza córeczka.
Jeśli chodzi o Nataniela – wiem tylko tyle, że wyjechał do USA. Od tamtego feralnego zdarzenia nie utrzymujemy ze sobą kontaktów.

1 komentarz: